„ Zbyt często nie doceniamy potęgi dotyku,
uśmiechu, dobrego słowa,
umiejętności słuchania
szczerego komplementu lub też
najmniejszego przejawu troski.
To wszystko ma moc, by
odmienić nasze życie.”
Leo Buscaglia
Jak mawiała Helen Keller „ Najlepszych i najpiękniejszych rzeczy na świecie nie można ani zobaczyć, ani dotknąć. Trzeba je poczuć sercem”. Dla mnie jedną z najlepszych i najpiękniejszych spraw, jaka mi się w życiu przydarzyła, to moja RODZINA.
Pragnę Panu słowami tego artykułu kolejny raz podziękować za czas i miejsce, jakie mi wybrał na ziemi.
Rodzina jest dla mnie bezustannym źródłem przepełniającej mnie radości.
To miejsce, z którego każdego dnia czerpię moc i siłę. To moja życiowa przystań.
A Ty cieszysz się z więzi, jakie Cię łączą z bliskimi?
Czy możesz liczyć na rodzinę w trudnościach?
Czy masz z kim dzielić swoje radości?
Czy inni członkowie rodziny mogą liczyć na Twoje wsparcie?
Czy potrafisz z innymi dzielić szczęście?
Czy masz świadomość, że rodzina to wielki dar Boga dla człowieka?
Myślę, że wielu z nas zbyt często nie docenia potęgi dotyku, uśmiechu, dobrego słowa, umiejętności słuchania, szczerego komplementu lub też najmniejszego przejawu troski. To wszystko ma moc, by odmienić nasze życie. To wszystko właśnie dzięki rodzinie zdarza się w moim i Twoim życiu.
Mam nadzieję, że Ty, tak jak i ja, jeszcze teraz po tylu latach czujesz ciepło matczynych rąk…
Potrafisz wskrzesić...wspomnienie dobra, jakiego doświadczyłeś od taty…
Doceniasz czas, który dany Ci było przeżyć pod kolorowym parasolem rodzicielskiej opieki…
Wspominasz magiczne chwile dziecięcych lat, gdy tak jak ja: słuchałeś bajek, śmiałeś się, powierzałeś rodzicom tajemnice…
W albumie Twojego serca jest wspomnienie dziadków, życzliwych, dobrych ludzi, którzy zawsze mieli dla Ciebie czas… Dziadków, którzy brali Cię na kolana, rozpieszczali Cię i patrzyli jak rośniesz…
Ufam, że tak jak ja, miałeś szczęśliwe dzieciństwo pełne czułego dotyku, radosnego śmiechu, życzliwego, wspierającego słowa, umiejętności słuchania, zasłużonego komplementu…Przejawy troski o Ciebie były tak liczne, ze nie jesteś w stanie wymienić nawet połowy…Tylko czy Ty umiesz docenić to, co dała i co daje Ci codziennie TWOJA RODZINA, wspólnota ludzi połączonych więzami krwi?
Pamiętaj, rodzina to bezcenny dar, który w Twoje ręce złożył sam Bóg. I niechaj święci będą wszyscy jej członkowie.
Muszelka
CZYTELNIA
Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serce moje według serca swego…
„Nie potrafię i nie chcę dopasowywać
swojego sumienia do tegorocznej mody”
Lilian Hellman
Zastanawiam się, dlaczego my ludzie XXI wieku nie cenimy wcale pokory…
Ludzie cisi, pokorni są spychani na margines życia.
Imponują nam ludzie elokwentni, pewni siebie, krzykliwi, ustawieni, bo z takim możemy przejść bezkolizyjnie przez życie.
A czy Tobie znane jest (bardzo popularne w pobożności chrześcijańskiej) wezwanie: „Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serce moje według serca swego?
Czy Ty je, choćby czasami, wypowiadasz?
Czy Ty rzeczywiście chcesz być cichym, pokornym człowiekiem?
Czy cenisz pokorę?
A może pamiętasz jedno błogosławieństwo obiecane w Kazaniu na Górze: „Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię"?
Co ono dla Ciebie oznacza?
Czy możesz za Lilian Hellman powtórzyć: „Nie potrafię i nie chcę dopasowywać swojego sumienia do tegorocznej mody”?
O tak, Jezus był cichy i miał pokorne serce.
Jeśli będziesz podążał szlakiem Jezusa, jeśli będziesz chodził Jego ścieżkami to odnajdziesz prawdziwy Boży pokój właśnie w ciszy serca.
Szczęście i radość, a przede wszystkim Boży pokój, wypełnią Twoje pokorne serce.
Człowiek pokorny to taki, który wierząc w istnienie Boga oddaje Mu należne, najważniejsze miejsce w swoim życiu.
Myślę, że pokory uczy nas Pan w szkole życia, także na lekcji cierpienia.
Człowiek pokorny, to taki, który dostrzega swój grzech, zaniedbania, słabość i wady.
To człowiek, który potrafi godzić się z Wolą naszego Pana, nawet wtedy, gdy krzyżuje mu Ona jego własne plany.
Pokora serca to nie tylko Twój, widoczny dla innych, spokój, to przede wszystkim Twój wewnętrzny ład, to harmonia i zgoda na Twoje życie.
Pokora to też Twoja postawa wobec bliźnich, którzy są dla Ciebie równie ważni jak Ty sam. Ludzie pokorni to z pewnością tacy, którzy są uprzejmi, mili, delikatni i mają dobre serce. Jeśli chcesz takim być wołaj ze mną - Jezu cichy i pokornego serca, uczyń proszę serce moje według serca swego…
swojego sumienia do tegorocznej mody”
Lilian Hellman
Zastanawiam się, dlaczego my ludzie XXI wieku nie cenimy wcale pokory…
Ludzie cisi, pokorni są spychani na margines życia.
Imponują nam ludzie elokwentni, pewni siebie, krzykliwi, ustawieni, bo z takim możemy przejść bezkolizyjnie przez życie.
A czy Tobie znane jest (bardzo popularne w pobożności chrześcijańskiej) wezwanie: „Jezu cichy i pokornego serca, uczyń serce moje według serca swego?
Czy Ty je, choćby czasami, wypowiadasz?
Czy Ty rzeczywiście chcesz być cichym, pokornym człowiekiem?
Czy cenisz pokorę?
A może pamiętasz jedno błogosławieństwo obiecane w Kazaniu na Górze: „Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię"?
Co ono dla Ciebie oznacza?
Czy możesz za Lilian Hellman powtórzyć: „Nie potrafię i nie chcę dopasowywać swojego sumienia do tegorocznej mody”?
O tak, Jezus był cichy i miał pokorne serce.
Jeśli będziesz podążał szlakiem Jezusa, jeśli będziesz chodził Jego ścieżkami to odnajdziesz prawdziwy Boży pokój właśnie w ciszy serca.
Szczęście i radość, a przede wszystkim Boży pokój, wypełnią Twoje pokorne serce.
Człowiek pokorny to taki, który wierząc w istnienie Boga oddaje Mu należne, najważniejsze miejsce w swoim życiu.
Myślę, że pokory uczy nas Pan w szkole życia, także na lekcji cierpienia.
Człowiek pokorny, to taki, który dostrzega swój grzech, zaniedbania, słabość i wady.
To człowiek, który potrafi godzić się z Wolą naszego Pana, nawet wtedy, gdy krzyżuje mu Ona jego własne plany.
Pokora serca to nie tylko Twój, widoczny dla innych, spokój, to przede wszystkim Twój wewnętrzny ład, to harmonia i zgoda na Twoje życie.
Pokora to też Twoja postawa wobec bliźnich, którzy są dla Ciebie równie ważni jak Ty sam. Ludzie pokorni to z pewnością tacy, którzy są uprzejmi, mili, delikatni i mają dobre serce. Jeśli chcesz takim być wołaj ze mną - Jezu cichy i pokornego serca, uczyń proszę serce moje według serca swego…
Matka Angelika
W dzień Świąt Paschalnych zmarła w w wieku 92 lat matka Angelika, klaryska, założycielka katolickiej sieci EWTN.
Raymond Arroyo napisał o niej książkę „Mother Angelica. The Remarkable Story of a Nun, Her Nerve, and a Network of Miracles”.
Pisałem już parokrotnie o amerykańskiej rozgłośni radiowej iistacji telewizyjnej EWTN. To największe na świecie katolickie medialne imperium zostało stworzone 25 lat temu przez niemal 60-letnią zakonnicę, klauzurową klaryskę, matkę Angelikę. Jak to się stało, że jej się powiodło to, czego nie byli wostanie dokonać inni? Kilku milionerów i synod biskupów amerykańskich Kościoła Katolickiego wielokrotnie próbowali, niezależnie od siebie, zbudować katolickie radio w USA. Jedyne, co osiągnęli, to zmarnowanie milionów dolarów. Matka Angelica bez grosza przy duszy, bez komisji, ekspertyz, zespołów doradców, ale za to z wiarą, że robi to, czego Jezus od niej wymaga dokonała rzeczy graniczącej z cudem. Albo raczej to Bóg dokonał cudu, wysłuchując modlitw sióstr i niemożliwe stało się faktem.
Kim jednak jest ta matka Angelica? Jest to tak zdumiewająca postać, że postanowiłem szerzej o niej napisać. Wszystkie fakty podane poniżej będą pochodziły z książki Raymonda Arroyo pod tytułem „Mother Angelica. The Remarkable Story of a Nun, Her Nerve, and aaNetwork of Miracles”.
Matka Angelika urodziła się 20. kwietnia 1923, roku w Canton, Ohio. Niewielkie, przemysłowe miasto godzinę drogi od Cleveland, zamieszkałe głównie przez imigrantów szukających pracy za oceanem. Jej prawdziwe nazwisko to Rita Rizzo. Region miasta, gdzie mieszkała jako dziecko, to prawdziwe slumsy, getto włoskich imigrantów, rządzone przez „Czarną Rękę”, organizację kryminalną mającą swe korzenie na Sycylii.
Matka Angelica pamięta taki epizod ze swego dzieciństwa ilustrujący warunki, w jakich się wychowywała. Jej wujek miał bar, „saloon”, który był bardzo popularnym miejscem wśród miejscowej ludności. Matka mającej może z pięć lat Rity zostawiła ją tam pod opieką krewnych. Wuj, żeby nie przeszkadzała w barze, dał jej kufel piwa i kilka precli i kazał jej iść na dwór. Rita pamięta, że akurat przechodziła tamtędy orkiestra Armii Zbawienia i jak zobaczyli kilkuletnie dziecko siedzące na krawężniku, z kuflem piwa w ręce i to w czasach prohibicji, zatrzymali się iizaczęli się modlić o jej zbawienie.
Rita nie była oczekiwanym, kochanym dzieckiem. Ojciec jak tylko się dowiedział, że jej matka jest ona w ciąży opuścił ich, a kilka lat później jej rodzice się rozwiedli. Rita Rizzo była jedynym dzieckiem rozwiedzionych rodziców w katolickiej szkole w Canton i siostry uczące w tej szkole dyskryminowały ją za to. Gdy na przykład z okazji Świąt dzieci otrzymywały drobne prezenty, Rita jako jedyna dostawała stare, używane i zniszczone zabawki. Nienawidziła swe nauczycielki za to z całego serca.
Matka Rity musiała sama zarobić na utrzymanie siebie i córki, choć nie było to łatwe w latach wielkiej depresji. Pracowała jako praczka, ale to Rita musiała jej pomagać, rozwożąc sama pranie klientom do domu. Rita już w wieku jedenastu lat sama prowadziła samochód, zastępując matkę nękaną ciągłymi depresjami.
Mała Rita pamięta z dzieciństwa jeszcze jeden epizod, który wart jest opowiedzenia. Wracała od dentysty i przebiegając do autobusu przez szeroką ulicę zobaczyła nagle kątem oka światła pędzącej na nią ciężarówki. Zamarła z przerażenia i zamknęła oczy. Nagle poczuła, jak jakieś ręce chwyciły ją pod pachami i przeniosły na bezpieczne miejsce, koło zaparkowanych samochodów. Następnego dnia kierowca autobusu opowiadał jej matce: „To był prawdziwy cud. Nigdy nie widziałem nikogo, kto tak wysoko potrafi podskoczyć”.
W grudniu 1940. roku Rita zaczęła odczuwać bardzo intensywne bóle brzucha. „Największy dar, jaki Bóg mi kiedykolwiek dał” – mówiła później Matka Angelica. Przez lata lekarze nie mogli znaleźć przyczyny tego bólu i uważali go za nerwicę. Rita nie mogła jeść, nękały ją biegunki iintensywny ból nie opuszczał jej całymi dniami. Musiała ubierać specjalny gorset, gdyż inaczej nie była nawet w stanie chodzić. Była na surowej diecie, bo zjedzenie jakiejkolwiek ciężej strawnej potrawy musiała odchorować.
Przyjaciółka mamy, która pracowała jako sprzątaczka w domach zamożniejszych mieszkańców Canton namówiła ją, żeby zabrała Ritę do Rhody Wise. Rhoda, protestantka, sama cierpiąca przez lata na wiele schorzeń, podczas jednego ze swych licznych szpitalnych pobytów została przekonana przez odwiedzającą ją zakonnicę, by zaczęła się modlić Modlitwą Różańcową i by zmówiła Nowennę do świętej Tereski od Dzieciątka Jezus w intencji swego uzdrowienia. Początkowo nie miała zamiaru słuchać katolickiej zakonnicy, ale bezustanny ból spowodował, że zmieniła zdanie.
Rhoda Wise została wyleczona ze swej choroby. W konsekwencji przeszła na katolicyzm. Była wizjonerką, twierdziła, że miała widzenie Jezusa i świętej Tereski. Otrzymała także dar widzialnych stygmatów. Była odwiedzana w swym domu przez wielu chorych i wielu odzyskało zdrowie po wizycie u mistyczki i stygmatyczki. Nawet świecka prasa z ówczesnych lat podaje wiele świadectw ludzi twierdzących, że w cudowny sposób odzyskali zdrowie podczas wizyty uiRhody Wise.
Rita Rizzo nie bardzo wierzyła w to, że mogłaby odzyskać w cudowny sposób zdrowie, ale poszła, bo jej matka nalegała na to. Rita nie miała zbyt głębokiej wiary w tym czasie. Prawdę mówiąc można by powiedzieć, że nie miała żadnej wiary. Jednak widząc, że taka wizyta sprawi radość matce, która sama miała ciągłe problemy ze swą psychiką, zrobiła to dla niej. Sama wizyta była raczej mało przekonywująca i nie zapowiadała niczego nadzwyczajnego. Mistyczka nakazała Ricie usiąść na krześle, na którym „siedział Jezus” podczas widzenia. Rozmawiały pół godziny, Rhoda Wise nakazała jej modlić się, odmówić nowennę do Świętej Tereski i był to koniec wizyty.
Po powrocie do domu rzeczywiście Rita z całą rodziną codziennie odmawiała nowennę. Dziewiątego dnia, po skończonej modlitwie odczuła ona taki ból, jak gdyby jej ktoś wyrywał żołądek. Ból jednak zaraz ustał i poczuła ona, że jest całkowicie uzdrowiona. Poleciała do babci do kuchni i zażądała, by babcia jej usmażyła kotleta. „Ależ ty nie możesz jadać kotletów”. „Mogę, babciu, popatrz” –powiedziała Rita, pokazując brzuch, który do niedawna zniekształcony i zaczerwieniony prezentował się zupełnie zdrowo. Aby udowodnić zdumionej rodzinie, że uzdrowienie było prawdziwe, Rita nawet poprosiła 10-letnią kuzynkę Joannę, żeby ta skakała po jej brzuchu. Joanna do dziś pamięta: „Jej brzuch był jak skała, twardy i zupełnie zdrowy”.
Po cudownym uzdrowieniu Rita zmieniła się całkowicie. „Wiedziałem, że jest Bóg i wiedziałam, że mnie kocha i że interesuje się mną. Nigdy wcześniej tego nie wiedziałam. Wszystko, czego teraz pragnęłam, to oddać się całkowicie Jezusowi”. Zaczęła czytać religijne książki, zaczęła regularnie praktykować katolickie zwyczaje, jak modlitwa Drogi Krzyżowej i po kilkunastu miesiącach, piętnastego sierpnia 1944. roku, wstąpiła do franciszkańskiego monasteru Świętego Pawła Nieustającej Adoracji w Cleveland, Ohio.
MIŁOŚĆ BOGA
Miłość Boga od najwyższych gór wyższa jest…
Za mną piękne świąteczne chwile. Wielkanocny czas 2016 roku
dane mi było spędzić w gronie rodzinnym.
Dziś kolejny, piękny i błogosławiony czas…
wspomnienie Bożego Miłosierdzia.
A jaka jest Miłość Boga i Jego Miłosierdzie?
Miłość Boża jest wyższa od najwyższej góry świata, głębsza od największej głębi, trwalsza od najtrwalszego materiału i dłuższa od najdłużej trwającego uczucia-trwa wiecznie..
Tylko Bóg, który niczego nie oczekuje w zamian kocha mnie, kocha Ciebie bezwarunkowo.
Bóg każdego z nas kocha wyjątkową i niepowtarzalną Miłością.
Każdego z nas obdarzył innymi darami, łaskami i talentami.
Życie KAŻDEGO Z NAS ma dla NIEGO sens i zawsze olbrzymią wartość.
Każdy z nas jest Mu bliski, dla Niego najważniejszy.
Czyż to nie powinno być dla nas źródłem bezustannej radości.?
Jestem (i Ty jesteś) obiektem BOŻEJ MIŁOŚCI- to wyróżnienie.
Czasami, gdy na modlitwie o coś Pana Boga proszę, wyobrażam sobie, że jestem maleńka jak mrówka „widzę” oczami duszy JEGO WSZECHMOCNEGO i czuję jak wzrusza się moją maleńka prośbą, jak się do mnie uśmiecha i nie ma serca mi takiej Kruszynce odmówić. Bywa, że prośba nie służy mojemu dobru, wtedy rozumiem, że Pan mi odmawia.
Zawsze pozwalam, by to Pan decydował co jest dla mnie dobrem.
Słowa (mojej gorącej modlitwy) brzmią :Jezu Ty wszystko możesz.
Powtarzam to w sercu wiele, wiele razy. I myślę wtedy, o tym, co chcę wyprosić. A potem dodaję :Jezu ufam Tobie, Bądź Wola Twoja. Chcę by ostatnie słowo zawsze należało do mojego Zbawiciela, choć czasem akceptowanie Bożej woli bywa trudne. Na bieżąco rozmawiam też z Panem. Pewien ksiądz nazwał to moje z Nim obcowanie jako ”chodzenie
w obecności Pana”. Oddaję, więc Panu swoje radości lub płaczę Mu na rękawie. I mam pewność, że chociaż JEGO RĘKAW taki olbrzymi , a moje łzy takie malutkie i tak poczuje, że JEGO rękaw jest mokry od moich łez. Skąd wiem? Nie wiem, …ale jest tak na pewno.
Miłość Jezusa jest dla mnie najważniejsza. Chciałabym, żeby i dla Ciebie taką była.
Pamiętaj, że Miłość Boża jest wyższa od najwyższej góry świata, głębsza od największej głębi, trwalsza od najtrwalszego materiału i dłuższa od najdłużej trwającego uczucia-trwa wiecznie…Warto w nią inwestować.
A jak to jest z Bożym Miłosierdziem?
Przytoczę w tym miejscu fragment książki Matki Angelicy pt. „Pytania o życie i miłość”.84-letnia matka Angelica z zakonu Ubogich Klarysek od Wieczystej Adoracji jest autorką „miniporadnikow duchowych” oraz najbardziej medialną zakonnicą świata - autorką najsłynniejszego katolickiego talk show w największej na świecie amerykańskiej telewizji katolickiej – EWTN- Eternal Word Television Network. Zacytuję słowa Matki Angelicy, opowiadające o miłosierdziu Boga.
„Kilka lat temu, w czasie pobytu w Kalifornii, przygotowując się do występu w telewizji, wybrałam się na spacer nad ocean. Uwielbiam ocean. Jestem pod głębokim wrażeniem cudu, który Bóg uczynił, kiedy go stworzył i zawsze, kiedy podziwiam Jego wszechmoc w tej na pozór bezkresnej przestrzeni falujących wód, bawię się w pewną grę. Tego dnia, jak co dzień, miałam na sobie brązowy franciszkański habit i mijając plażowiczów widziałam, że nie bardzo wiedzą, co o mnie myśleć…Kiedy doszłam do wybranego miejsca, zrobiłam to, co zwykle: stanęłam jakieś dziesięć metrów od brzegu i zaczęłam przywoływać do siebie fale. Uważałam ,że skoro należą do mojego Ojca, który jest w niebie, to mogę je przywołać, kiedy zechcę. Plażowicze wytykali mnie palcami, jak gdybym dostała pomieszania zmysłów, ale ja się tym nie przejmowałam…
-Ku mojemu zaskoczeniu, któraś z fal mnie posłuchała. Nagle zdałam sobie spraw , że za moment zaleje mnie jedna z największych, co ja mówię, najbardziej gigantycznych fal, jakie w życiu widziałam.
Byłam tak zdumiona, że stałam jak sparaliżowana…Fala rozbiła się u moich stóp. Zmoczyła mi buty, a nawet skraj habitu. Kiedy uniosłam głowę dostrzegłam kroplę na grzbiecie dłoni. Była piękna. Lśniła w słońcu jak diament.
Piękno tej kropli tak głęboko mnie poruszyło, że poczułam się jej nie warta i nawet się nad tym nie zastanawiają, po chwili kontemplacji, strząsnęłam ją z powrotem do morza.
Dziwny spokój, który czułam, prysnął jak bańka mydlana i poczułam, że Pan mówi:
-Angelico!
-Słucham, Panie- odparłam
-Widziałaś tę kroplę?
-Tak, Panie.
-Ta kropla jest jak wszystkie twoje grzechy, twoje słabości, twoje ułomności. A ocean jest jak moje miłosierdzie. Czy gdybyś postarała się, dojrzałabyś w nim tę kroplę?
-Nie, Panie.
-A gdybyś naprawdę bardzo wytężyła wzrok, dojrzałabyś ją?
-Nie, Panie- powtórzyłam
I wtedy Pan zapytał łagodnie:
To dlaczego wciąż starasz się ją zobaczyć?
Ta przygoda oceanem nauczyła mnie czegoś niesłychanie ważnego. Wszyscy czasem rozpamiętujemy nasze grzechy i upadki, zadręczając się poczuciem winy nawet wówczas, gdy już poprosiliśmy o przebaczenie. Nie dociera do nas, że skoro Bóg nam przebaczył, to nasze grzechy uległy zatarciu. Zniknęły w oceanie Bożego miłosierdzia.
…Boże miłosierdzie jest nieskończone i wszechobejmujące, a Boża miłość głęboko osobista. On patrzy na Was – tak, na Was – właśnie w tej chwili, a Jego ramiona są szeroko otwarte. Jeśli zdołacie powierzyć Bogu wasze poczucie winy, podobnie jak powierzacie mu swoje grzechy, to zostaniecie uzdrowieni.
Na koniec pragnę życzyć Ci, aby pewność Miłości Jezusa nigdy Cię nie opuszczała i oby towarzyszyła Ci w Twojej codzienności.
Muszelka
Subskrybuj:
Posty (Atom)